Taka jakaś zawiecha totalna. Moją dotychczasową "pracownią" zawładnął Witek. Spędza tu większą część dnia i zajmuje większą część przestrzeni. (Taki mały a taki ekspansywny z całym tym swoim pieluchowym osprzętem.) Głównie dlatego, że jest to jedyne w całym domu pomieszczenie, gdzie temperatura podczas ostatnich upałów była do zniesienia. No i dlatego, że ja też zwykle spędzam tu dużo czasu. W sumie dobrze nam tu choć ciasno. Ten pokój to całe 9 metrów kwadratowych, które oprócz stanowienia yoyarnowej przestrzeni twórczej, pełnią rolę pokoju gościnnego, przechowalni wszystkiego co nie mieści się nigdzie indziej (np sprzętu turystycznego i ozdób świątecznych), pokoju komputerowego oraz biblioteki. Ponadto doskonale buduje się tu konstrukcje z klocków lego (Wojciech) oraz maluje farbami (Agata).
Nie wrzucę nawet fotek, bo nie ma się czym chwalić.
Ale do czasu... Od września wszystko się zmieni. Już się szykuję na nowe lokum. Wejdę w niepodzielne panowanie nad ogromnym strychem z widokiem na jezioro:
I włóczki się zmieszczą, i gałganki, i szmatki, i biurko, i komputer, i maszyna jedna i druga (nieużywana), i książki i magazyny, i tony projektów narysowanych niezrealizowanych, i duży stół, i Witek z osprzętem, i klocki lego i farby. I ja. A jak goście przyjadą to też będą mieli gdzie przekimać i to bez przemeblowania.
Szukam, szukam, szukam zatem pomysłów jak to urządzić...
Taką zmyślną półkę na włóczki można podobno zrobić całkiem samodzielnie (tutorial pod linkiem). Wystarczy tylko mieć zaradnego mężczyznę.
Marzę o takim krześle!
I o takim porządku.